Artykuł o vulvodynii w „Twoim Stylu”
Otagowane: prasa, vulvodynia
- This topic has 10 odpowiedzi, 5 głosów, and was last updated 13 years, 9 months temu by Ewa.
- AutorWpisy
- 20 lutego 2011 o 20:07 #989A.M.Participant
W najnowszym „Twoim Stylu” znajduje się artykuł na temat vulvodynii (!), więc z radością zapraszamy do lektury.
Artykuł jest interesujący, pokazuje m.in. złożoną etiologię v.
W cytatach moich wypowiedzi wkradły się niestety pewne nieścisłości, z najważniejszych: jak wiecie serwis vulvodynia pl. jest wspólnym dziełem moim i Mikołaja Czyża i ma trzy lata, a nie pięć.
Ponadto psychoterapia nie polega przede wszystkim na uczeniu się technik releksacyjnych czy oddechowych, a przyjrzeniu się i zadbaniu o uczucia i trudności (m.in. relacyjne), jakich się doświadcza np. w wyniku chorowania na vulvodynię. Wkrótce opublikujemy tekst na temat tego, co to właściwie znaczy, bo często spotykamy się z pytaniami o to.
Miłej lektury! I zapraszamy do komentowania.
22 lutego 2011 o 11:39 #2222EwaParticipantBardzo dobry,rzetelny artykuł.Fajnie,że ukazał się w tak poczytnej gazecie. Znamienne jest to,że prof.Romuald Dębski zapytany w wywiadzie co robi dalej gdy już stwierdzi vulvodynię opowiada owszem o maściach i żelach znieczulających itp.wspomina o lekach antydepresyjnych ale tak generalnie to się tym nie zajmuje i odsyła pacjentki do Poradni Leczenia Bólu. Może to trochę dziwić,nawet szokować.Jednak tak to chyba już u nas jest i z drugiej strony jest to bardzo uczciwe postawienie sprawy.
23 lutego 2011 o 09:21 #2223izaParticipantBardzo dobrze, że artykuł się ukazał. jednak mam mieszanie odczucia. Zrównano, zwłaszcza we wstępie, vulvodynię z vestibulodynią, natomiast nie padł bardzo jasny przekaz o vulvodynii właściwej. Osoby nie znające tematu odniosą wrażenie, że vuvlvodynia to ból podczas stosunku. W samym wstępie czytamy, że VV to choroba, która „niszczy życie seksualne”, taki przekaz pozostaje w pamięci czytelnika, zwłaszcza, ze artykuł jest w dziale „Seks to zdrowie”. Tylko przelotnie pojawia się wzmianka, że vulvodynia to ból „bez przyczyny”, że może boleć nie tylko podczas seksu.
Biorąc pod uwagę, ze to dopiero drugi artykuł o VV w PL, przydałoby się mniej „literatury” na temat pani Reginy, a więcej podanych w prostej formie faktów, choćby na temat rozróżnienia vestibulodynii od vulvodynii właściwej.
23 lutego 2011 o 11:01 #2224EwaParticipantJa również cierpię m.in. na vulvodynię właściwą a nie odniosłam wrażenia że coś zostało podane niewłaściwie w artykule.Jest przecież definicja „zespół chronicznego bólu okolic intymnych” potem jest napisane że:”Patologiczną reakcję może wyzwolić drobna ranka,zakażenie,obtarcie czy np.uszkodzenie krocza podczas porodu(…)W jej wyniku chora na wulwodynię kobieta będzie czuła ból, nawet gdy jego przyczyny znikną”.Pojawia się także wzmianka o silniejszym unerwieniu okolic intymnych ( jest nawet powiększonym czerwonym drukiem).Uważam że jak na gazetę typu ” Twój styl” to i tak dużo.Nie jest to pozycja typowo medyczna czy nawet gazeta w stylu „Zdrowie”itp. a że dodana jest historia Reginy to po to aby jakoś zobrazować tę chorobę przez pryzmat konkretnej kobiety.Suche fakty to tak jak mówie bardziej w pozycjach typowo medycznych.Ale oczywiście masz prawo mieć własne zdanie na ten temat i szanuję je jak najbardziej.
23 lutego 2011 o 14:41 #2225izaParticipantWidzisz nawet zobrazowanie tematu przypadkiem pani Reginy wzmacnia przekaz, że VV to vestibulodynia. Nie twierdzę, że TS napisał nieprawdę, ale że w artykule źle rozłożone są akcenty. Można było dać dla porównania przypadek „pani Krysi”, która cierpi na vulvodynię właściwą. I wszystko byłoby jasne. Kobieta, czytająca artykuł mogłaby łatwo odnaleźć w Reginie bądź Krysi swoje własne objawy.
Są to oczywiście drobiazgi, w sumie należy się cieszyć, że pojawił się artykuł w tak prestiżowym piśmie. Egzemplarze TS „goszczą” na stolikach w poczekalniach ginekologów, to może i lekarze się przy okazji czegoś nauczą :o)))))
24 lutego 2011 o 19:27 #222625 lutego 2011 o 08:29 #2227promykParticipantWitajcie! Przez przypadek kupiłam TS i zaskoczenie niezłe kiedy znalazłam ten artykuł.
Również ja mam co do tego mieszane uczucia:
– odnisłam wrażenie, że Pani prof. Violetta Skrzypulec-Plinta przekonuje, że V nie istnieje,że wymyślili ją lekarze nie potrafiący zdiagnozować jakiejś innej choroby:
„Uważam wulwodynię za synonim porażki ginekologów (…) Dlaczego? Każdy ból musi mieć przyczynę, tylko trzeba dobrze poszukać – uważa specjalistka. Według prof. Skrzypulec problem często powodują choroby skóry.”
– artykuł jest mega pozytywny:
„Regina (…) leczy się i jak mówi, widzi efekty. Na nowo zaczyna cieszyć się życiem intymnym. – A jeszcze bardziej cieszy się z tego mój mąż – opowiada Regina. O tym, jak wyglądał ich związek przez ostatnie pięć lat, oboje wolą zapomnieć”
Z jednej strony to dobrze, bo dziewczyny, które dopiero zaczynają walkę potrzebują pozytywnego nastawienia i nadziei… Moim zdaniem jednak takie podejście zamazuje prawdziwy obraz sytuacji w Polsce jesli chodzi o leczenie, a właściwie wogóle „zajmowanie się” V przez lekarzy. bo tu już wcale tak pozytywnie nie jest.
– w jednym miejscu zawarto wiele informacji dających do myslenia. Ja dzięki artykulowi na nowo zaczęłam śledzić wyniki badać przeprowadzanych w USA… I mam nowe pomysły na polepszenie mojej kondycji:)
Dziękuję wszystkim, którzy pomogli w tworzeniu artykułu:) Kazdy głos jest ważny. A ten na pewno jest słyszalny:)
25 lutego 2011 o 12:08 #2228EwaParticipantNo tak ignorancja ginekologów jest widoczna, także w przytaczanej przeze mnie wyżej wypowiedzi prof.Dębskiego. Z drugiej strony czy to ważne czy leczy nas ginekolog czy neurolog czy internista i kto tam jeszcze.Ważne żeby się ktoś taki znalazł, jeśli o mnie chodzi mógłby być to nawet weterynarz, jeśli tylko wiedziałby jak mi pomóc.Pozdrawiam
26 lutego 2011 o 20:11 #2229izaParticipantMały off topic, mojej bratowej problem skórny leczony przez kilku dermatologów rozwiązał w ostateczności weterynarz jej psów. Tak więc … wszystko przed nami. Podobno w co drugiej rodzinie jest zwierzę, tak że koleżanki lećmy do wetów :o)))) Efekt porady lekarskiej będzie prawdopodobnie podobny :o))))
27 lutego 2011 o 17:55 #2230AgnieszkaParticipantCześć Promyku, miło Cię tu widzieć, faktycznie dawno Cię nie było:)
Zgadzam się z Twoimi uwagami.
I mam jedna własną: porażka lekarska w przypadku vulvodynii nie polega na tym, że lekarze przez lata nie wiedzieli, jaka jest etiologia v i jak ją w związku z tym leczyć, tylko że nie potrafili (nie są uczeni) wprost o tym mówić. Nikt nie jest wszechwiedzący. Problem pojawia się, kiedy ktoś z wyższą pozycją (tu lekarz) zamiast przyznać szczerze, że nie wie, nie rozumie (i będzie w związku z tym próbował się dowiedzieć, poszukać kogoś kto może wie itp) przenosi problem i odpowiedzialność na kogoś z niższą pozycją (pacjenta), mówiąc np. „to tkwi w pani głowie”.
Dopóki układ jest taki, że lekarz nie ma prawa nie wiedzieć albo nie chce się do tego przyznać (też przed samym sobą) to nie jest możliwy dialog i nie jest możliwe w wielu przypadkach sensowne (nacechowane szacunkiem) leczenie.
28 lutego 2011 o 08:20 #2231EwaParticipantZgadzam się z Tobą Agnieszko.Spotkałam na swojej drodze wielu lekarzy i mało który z nich miał odwagę się przyznać, że czegoś nie wie z czymś się może nie spotkał.Takie przekonanie o ich (lekarzy) własnej nieomylności, i zrzucanie wszystkiego na karb psychiki pacjenta („to tkwi w Pani głowie” czy też bardziej „naukowo” tzw.czynniki psychogenne).Co więcej nasza psychika jest już i tak mocno nadwyrężona przez znoszenie ciągłego bólu. Ale ważne jest to rozróżnienie: tak ból wpływa na naszą psychikę,jesteśmy na skraju wytrzymałości ale to nie w głowie tkwi problem.A lekarz często widząc naszą rozpacz,znerwicowanie idzie po najmniejszej linii oporu że tak się wyrażę i nie szuka przyczyny tylko jakby to ująć odwraca kota ogonem. No bo faktycznie jesteśmy zdenerwowani albo w depresji ale jest to skutek bólu a nie jego przyczyna.Jednak właśnie opierając się na mojej własnej historii wierzę, co więcej, wiem ,że są też tacy lekarze o jakich myśli Agnieszka, którzy nam wierzą, chcą pomóc i są wobec nas uczciwi, nie wahają się przyznać do swojej niedoskonałości, no i właśnie ważne jest to rozróżnienie o którym tu napisałam swój cały wywód.Bo przecież ciało i umysł są ze sobą połączone i trudno się dziwić, że psychika jest nadwyrężona przez ciągły fizyczny ból.
- AutorWpisy
- Musisz być zalogowany aby odpowiedzieć na ten temat.