Radzenie sobie z vulvodynią
Otagowane: psychologia, vulvodynia
- This topic has 2 odpowiedzi, 3 głosy, and was last updated 16 years, 5 months temu by promyk.
- AutorWpisy
- 11 listopada 2008 o 19:24 #838A.M.Participant
W poprzednim wątku Promyk poruszyła kwestię, jak trudno jest szukać nowego partnera, kiedy się choruje na vulvodnię i napisała: A teraz? Czesc, jestem promyk, mam V??..ale to juz temat na inne forum…
Chcielibyśmy, żeby to jak najbardziej również było forum na kwestie dotyczące uczuć, samotności, bycia w związku, trudności i wszystkich innych niemedycznych aspektów chorowania na vulvodynię.
Tak naprawdę z taką myślą stworzyliśmy ten serwis. Oboje jesteśmy psychoterapeutami, więc nasza praca skupia się na tym wymiarze życia.
Jednak kiedy zaczęliśmy pomagać kobietom z vulvodynią w Polsce zorientowaliśmy się, że przede wszystkim konieczne jest wsparcie medyczne i dlatego – choć nie jesteśmy lekarzami – włożyliśmy tyle uwagi w to, aby ten serwis zawierał dużo rzetelnych informacji o samej chorobie, bo takich informacji po polsku bardzo brakuje.
Ale bardzo chcielibyśmy Was zachęcić do dzielenia się również swoimi odczuciami i przemyśleniami na temat tego, w jaki sposób vulvodynia wpływa na Wasze życie i jakie macie sposoby na radzenie sobie z tym. Właśnie umiejętność radzenia sobie z chorobą i przyjęcia aktywnej roli w procesie leczenia są tak ważne, bo przecież vulvodynia stanowi ogromne wyzwanie.
W ciągu najbliższych miesięcy planujemy poprowadzić warsztaty psychologiczne na temat różnych aspektów radzenia sobie z vulvodynią i mamy nadzieję, że dla zainteresowanych spośród Was okażą się one bardzo pomocne.
Raz jeszcze zachęcamy Was do dzielenia się Waszymi refleksjami. Zdajemy sobie sprawę z tego, jak trudno jest o tej chorobie mówić.
Z pozdrowieniami,
Agnieszka i Mikołaj12 listopada 2008 o 09:22 #1296izaParticipantChętnie tu zaglądam, ale moje radzenie sobie z V w ostatnich latach polegało na wmawianiu sobie, że nie piecze i na zajmowaniu myśli czymś zupełnie innym. Kiedy tu wchodzę i czytam posty, to od razu odczuwam silniejsze dolegliwości. Trudno to pogodzić.
12 listopada 2008 o 19:35 #1297promykParticipantJedną z najtrudniejszych kwestii zwiazanych z V jest to, ze nie mozna sie tak 'otwarcie’ żalic. Kiedy boli Cie glowa to nawet Pani w warzywniaku mozesz powiedziec „Boze, ale mam migrene”, a ona przytaknie i powie cos w stylu „to ta pogoda…”.
Tylko dlaczego migrena jest uznawana za „prawdziwą”, a V to niby, jak czesto wmawiaja lekarze, wynik zaburzen psychicznych? Czyli pewne czesci ciala maja prawo bolec, a inne nie?
Bo wlasnie to jest problem – nie mowimy 'otwarcie’ o wielu rzeczach. dla mnie normalne jest mowienie mojemu ojcu (choc nie ze szczegolami oczywiscie),ze mam problemy jakies i ide do gin. On mi zawozil wiele razy wymazy do lab:) Bo najwazniejsze to traktowac rzeczy NORMALNIE. Wtedy mozna to wszystko oswoic – a z oswojoną V łatwiej się żyje. Jak sie o niej mowi wiecej to sie jakos mniej mysli. I kiedy o niej mowisz to nie chowasz problemu w sobie.
Dla mnie to jest tak,ze jak tylko myslimy o V to tak jakbysmy sie baly jakiejs ciembnej uliczki. ale kiedy przez nia wreszcie przejdziemy to okaze sie,ze nie jest az taka straszna.
Chowajac V w glowie pozwalamy, by zawladnela wszystkimi naszymi myslami , stala się naszą obsesją. Oreślając problem słowami oswajamy go. Mówiąc o V normalnie, jak o migrenie (bez dramatyzowania i popadania w skrajna rozpacz!) sprawiamy,ze V staje sie jakąś cząstką naszego życia, a nie taką czarną chmurą osnuwającą wszystkie nasze myśli i działania.
Bo niestety V determinuje nasze podejscie do przyjaciol (bo oni maja seks – my nie), mężczyzn (bo oni chcą seksu – my nie) – wszystko zaczynamy postrzegac zero-jedynkowo. A swiat ma wiele odcieni – i bez V nie byloby idealnie, a z V nie wszystko jest czarne, poprostu niektore rzeczy sa szare – ale nasze nastawienie moze pomoc nam rozjasnic te wszystkie barwy .. chocby o jeden ton
- AutorWpisy
- Musisz być zalogowany aby odpowiedzieć na ten temat.