vulvodynia.pl
strona główna / zaloguj się lub zarejestruj

p.

Odpowiedzi forum utworzone

Przeglądasz 8 wpisów - 1 do 8 (z 8 w sumie)
  • Autor
    Wpisy
  • w odpowiedzi na: Historia smutnego małżeństwa #2049
    p.
    Participant

    Bardzo się cieszę, że ktoś to czyta :) Dzięki za dobre słowo.

    U mnie na razie bez zmian. Odstawiłam tabletki 2 miesiące temu i właśnie mam pierwszą miesiączkę po odstawieniu. Mam wielką nadzieję, że razem z płodnością wróci mi ochota na sex, której już długo nie czułam. I że ta ochota będzie większa niż ból i wreszcie się uda. My już kompletnie ze soba nie spółkujemy, na żadne możliwe sposoby. Jest to smutne, sprawia, że więcej sie kłócimy i jako jednostki nie zaznajemy tego uczucia głębokiego odprężenia po szczycie. Ale cóż zrobić…

    Bardzo Ci współczuję – 20 lat to dla mnie cała wieczność. To takie niesprawiedliwe. A byłaś u wszystkich możliwych lekarzy?

    w odpowiedzi na: chyba jestem w klubie? #2118
    p.
    Participant

    W moim mieście nie ma porządnego seksuologa. Chodziłam kiedyś to jednej takiej, która sie tak tytułowała, ale to nie była terapia seksuologiczna tylko ściema. Wyciągała mnie na jakieś zwierzenia o rodzinie, które do niczego nie prowadziły, kompletnie przez kilka spotkań pomijając temat sexu, a licząc sobie za to wyższą stawkę tak, jak za terapię seks. A poza tym mąż nie lubi się zwierzać i chyba prędzej zgodził by się na wizytę u ginekologa niż seksuologa…

    w odpowiedzi na: chyba jestem w klubie? #2116
    p.
    Participant

    Tak, czytałam to forum. W Stanach mają dilatory – zestaw takich jakby wibratorów bez wibracji, od malutkich po całkiem spore. Kiedyś chcieliśmy to kupić, ale stwierdziliśmy, że 400 zł to trochę za dużo kiedy nie ma pewności, że to pomoże. Więc wsadzalismy palce. Ja byłam w stanie wsadzić prawie 2, ale w kontakcie z mężem niczego to nie zmieniło. Potem zaczeliśmy ćwiczyć razem, on wsadzał najpierw mały palec, potem wskazujący. Wszystko w nawilżonej prezerwatywie,ja z żelem nawilżającym i po paru próbach zawsze miałam lekki stan zapalny, który niekorzystnie wpływał na mój komfort codzinnego życia. Poza tym wszystko ustawiło się w cykl – miesiączka ok. 7 dni, potem obowiązki, praca, nie było ochoty, itd., więc 3 próby wreszcie codziennie i infekcja, potem okres z infekcją itd. Miałam już tego dość. Poza tym ja jestem w stanie rozluznić się, szczególnie jak ogólnie mam niestresujący okres życia i wsadzić palec wskazujący, ale jak mąż go wsadza to strasznie jest nieprzyjemnie. Jak już jest w środku to ok, ale najgorsze jest przejście przez „zewnętrze”, tzn. między cewką moczową i czymś nie zidentyfikowanym na dole, takie 2 małe, że tak powiem, fałdki, to bardzo boli.

    Myślałam jeszcze całkiem niedawno, że to kwestia grubej błony dziewiczej i też chciałam iść na zabieg. Ale potem poszłam do innej gin i ona powiedziała, że nie mam już błony, że jestem po prostu wąska. Ale że jak w gabinecie nie da się mnie zbadać to nie znaczy, że współżycie się nie uda. Bo w domu dochodzi jeszcze inna atmosfera, podniecenie – tyle, że ja takie podniecenie, którym mogłam pokonać tego typu problemy czułam kilka lat temu ostatnim razem.

    W każdym razie z tego, co słyszałam nie ma na to żadnej operacji.

    Ja zażywałam parę lat tabletki anty. Teraz je odstawiłam i liczę jeszcze na to, że jak wróci mi płodność to będę bardziej wilgotna i będę mieć na to ochotę. Martwię się, że nigdy nikt nie zrobił mi cytologii, a wiadomo, że przy tabletkach powinna być robiona co roku. A u mnie się nie dało…

    Gin powiedziała, żebym przyszła z mężem. Kiedyś już tu o tym wspominałam. O dziwo, mąż się zgodził. Tylko też jest pytanie co to pomoże, bo on kiedyś nie był tak świadomy mojej budowy jak jest teraz. I ona miałaby mu wszystko pokazać. Nie wiem czy jest coś, co jeszcze moznaby mu pokazać, czego on nie wie. Tylko, że taka sytuacja – ja na samolociku, zestresowana jak zawsze w gabinecie i on gapiący się tam przy gin – to jest jakieś straszne. Pózniejsze próby chyba juz zawsze kojarzyły by mi się z tą dziwną sytuacją.

    w odpowiedzi na: chyba jestem w klubie? #2114
    p.
    Participant

    Lidokaina u mnie niczego nie zmienia.

    Zabawki z sex shopu mają duże rozmiary. Ja mam najmniejszy wibrator z możliwych – 2,5 cm średnicy. Nie jestem w stanie go włożyć, że tak powiem w wejscie nawet i również nie roluznia mnie tak, żeby dzięki jego masażowi włożyć bez problemu palec. Obecnie już nawet te cholerne globulki z kwasem mlekowym nie chcą tam wejść.

    Używam żelu Feminum i uważam, że jest ok.

    Dla mnie to jest okropne, że ja technicznie nie wiem jak to rogrywać, jak temu pomóc. Bo tak, w pozycji ja na mężu i odwrotnie to nie ma szans, z różnych względów. Natomiast każda trochę bardziej ginekologiczna pozycja w sekundę tragicznie mnie stresuje. Nie mówiąc już o tym, że jak tylko zaczynamy to ja myślę, że jest ten problem itd. Kompletnie nie wiem jak się za to zabrać, bo nic nie zdało egzaminu – ani wspólne ćwiczenia ani pójście na żywioł.

    w odpowiedzi na: chyba jestem w klubie? #2112
    p.
    Participant

    Hej.

    Ja znam mojego męża od 5 lat, po ślubie jesteśmy 1,5 roku i nigdy nie udało nam się tego zrobić. Może Ci to pomoże, że w jakimś sensie zazdroszczę Ci, że Ty przynajmniej wiesz jak to jest (bo rozumiem, że przed rokiem to robiliście).

    Zabieg chirirgiczny jest tylko w przypadku grubej błony dziewiczej. Diagnoza mojego przypadku, ostatnia z kilku brzmiała, że się spinam (nie wiem jak to zrobić, żeby sie jeszcze bardziej rozluznić) i że jestem wąska. I nie ma na to lekarstwa. Jedyne, co znalałam to epino – możesz sobie wpisać w wyszukiwarce internetowej. Wygląda porządnie. Sama bym to kupiła, ale ja nie jestem w stanie wsadzić sobie tam globulki a co dopiero takiego zwiniętego balonika.

    Też słyszałam o winie, o nawilżeniu – u mnie nic nie działa. Do tego dochodzi jeszcze coraz dłuższy staż i siłą rzeczy coraz mniejsze pożadanie, które nie jest niczym podsycane, więc powoli zanika. Przynajmniej u mnie.

    Próbując rozpocząć codzienne ćwiczenia rozciągające dostaję co chwilę jakiś podrażnień i już mi się tego też odechciało. Bardzo bym chciała pójść do specjalisty – najchętniej ginekologa-seksuologa, który zdiagnozowałby problem [może któraś z Was kogoś takiego zna z Dolnego Śląska???]. Nie wiem czy to jest psychiczne, czy to grzybica, pochwica, vulvodynia czy co jeszcze. I nie wiem co mam zrobić, żeby wreszcie zacząć normalnie żyć. W moim środowisku wszyscy się „rozmnażają” co dodatkowo jeszcze mnie przybija.

    Trzymam kciuki za Ciebie.

    w odpowiedzi na: Może coś więcej nas łączy? Cechy wspólne #2054
    p.
    Participant

    Mi się zgadzają punkty: 3, 7, trochę 8, 12, 13- połowa istniejących produktów spożywczych powoduje u mnie biegunkę, 15- 300% nerwicy, 16- zdradził mnie ojciec, 18- jestem właściwie uzależniona od słodyczy, nawet chyba ich strasznie nie lubię, ale nie mogę przestać jeść.

    Przeraża mnie ta moja nadwrażliwość. Mam wąską pochwę, ale powinno mi się dać zrobić badanie, a ja się tak stresuje, że ciągle muszą mi wsadzać dziewicze wzierniki. Kompletnie nie umiem się rozluznić. Myślę, że jednak gdzieś głęboko kryje się we mnie mała, przestraszona, znerwicowana dziewczynka i to wszystko dlatego…

    w odpowiedzi na: Historia smutnego małżeństwa #2046
    p.
    Participant

    Mi też już się nie chce żyć.

    Byłam dziś u trzeciego ginekologa-najlepszego z nich wszystkich. Diagnoza: jednak nie mam już błony dziewiczej, mam wąską pochwę. Jestem w stanie włożyć sobie jeden palec, szczelnie zostaje on objęty przez „ścianki śluzówki” czy jak to tam się nazywa. Nie wiem jakim cudem może kiedyś tam wejść cztery razy większy penis.

    Rada mojej pani ginekolog: przyjść z mężem. On musi zobaczyć dokładnie jak jestem zbudowana. Czyli miałam rację, że ja stanęłam przed ścianą, tylko on może coś zrobić w tej sprawie. Znam go i wiem, że to byłby cud, jeśli dałby się przekonać do wspólnej wizyty. I co ja mam zrobić? Nie chcę się rozstawać. Jest mi przykro, bo gin powiedziała,że rzadko z takim problemem kobieta przychodzi sama, tylko raczej w parze. W jakim ja właściwie jestem związku…

    Odnośnie pytań i rad Izy: niestety w rozmowie trzeba dać drugiej stronie prawo do racji i do wolności wyboru. Z ludzmi, o których wspomniałam nie da się rozmawiać. Oni wiedzą lepiej jak należy żyć. Mówiłam im, że religia jest rzeczą osobistą i nie da się do niej nikogo przekonać i ze im bardziej oni mnie będą przekonywać, tym bardziej ja do kościoła nie wrócę. Działało na dwa tygodnie. Potem znowu zaczynali gadać o pójściu na mszę. I tak przez ponad rok. A mieszkamy bardzo blisko siebie… Dziś sobie uświadomiłam jak się strasznie zacisnęłam przez ten czas. Szczególnie fizycznie.

    w odpowiedzi na: Historia smutnego małżeństwa #2043
    p.
    Participant

    Właśnie rzecz w tym, że diagnozy nie było. Nie wiem kto powinien ją postawić. Moja niby-seksuolog, bo tak naprawdę jest tylko psychologiem ciągle tylko wyciągała mnie na długie opowieści o przeszłości. Ja natomiast nigdy nie miałam problemu, żeby o tej przeszłości komuś opowiadać, a wręcz robiłam to często, częściej niż inni. Mam wysoki stopień akceptacji tego, co było i uważam, że lepiej tego akceptować się nie da. Nikt mnie nie skrzywdził seksualnie, jesli o to chodzi. A ta gadanina za 100 zł za godzine nie przynosiła żadnych propozycji rozwiązania. Poza tym w innych sferach życia dużo osiągnęłam i uważam się za silną kobietę, więc wg mnie to nie był dobry kierunek działania. Mogłoby coś dać tylko, gdybyśmy chodzili tam razem.

    Wg mnie na początku był to problem fizyczny. Niestety trafiłam na złego lekarza, który tego nie zdiagnozował. Po tak długim czasie trudno jest mi stwierdzić czy od początku był to problem psychiczny, teraz natomiast po milionach prób z pewnością występuje u nas „wyuczona bezradność” w tej kwestii.

    Jedyne, co mój mąż proponuje to żebym się upiła. Do nikogo przenigdy nie pójdzie, bo uważa, że to wielki wstyd w tym wieku tego nie robić. Ja uważam, żę gorzej będzie nie zrobić tego jeszcze przez 10 lat. On jest bardzo zamknięty w sobie i niestety wiem, że się nigdy nie zgodzi na udanie się do jakiegoś specjalisty.

    A katolicyzm mnie dobija, ponieważ mam żal, że nikt mi nie powiedział, że ten ogień, który pomaga przezwyciężyć ewentualny ból na początku współżycia, wypala się. I potem jest to trudniej zrobić. Uważam, że kościół tylko wyznacza zakazy, a nie oferuje pomocy, ani nie uprzedza o konsekwencjach takiego postępowania. Ja teraz nie mam się do kogo zgłosić (za darmo, bo kasy na to wszystko nie mam). Wydaje mi się, że gdyby to stało się między nami naturalnie, po np. roku znajomości, mogłoby nie być takich problemów. A mi przez te wszystkie lata z pewnością zrodziła się blokada i myśl, że to coś złego, popęd, z którym trzeba walczyć. Jest trudno przede wszystkim dlatego, że przestałam chodzić do kościoła przez to wszystko, a mamy religijną rodzinę, która to ciągle komentuje. Mam ochotę wywrzeszczeć im w twarz, że nie możemy się kochać, a miało być tak pięknie, ale wiadomo, że tego nie zrobię. Słyszę natomiast, że ta religia jest taka wspaniała, a życie w zgodzie z nią daje niesamowite szczęście…

    W innych sferach życia raczej się wspieramy, tym bardziej boli mnie to, że w tym jestem zupełnie sama. Inne formy zbliżenia uprawialiśmy przez długi czas, ale od około pół roku żadne z nas już nie czuje na to ochoty.

    Czuję, że to jakieś błędne koło – nie ma seksu, nie ma radości z życia w jego najpiękniejszej formie, nie ma radości, nie ma ochoty na seks…

Przeglądasz 8 wpisów - 1 do 8 (z 8 w sumie)

Ostatnia modyfikacja: 9 lutego 2015