„wiele kobiet myśli, że nikt poza nimi nie ma takich dolegliwości”
Mikołaj Czyż: Pańskie zawodowe zainteresowania dotyczą leczenia kobiet, które cierpią na dyspareunię (ból podczas współżycia) i specjalizuje się Pan w tym zagadnieniu już od 15 lat. Czy mógłby Pan nam powiedzieć, w jaki sposób zainteresował się Pan tą kwestią?
Marek Jantos: Moje pierwsze zetknięcie z problematyką vulvodynii nastąpiło gdzieś w 1992-93 roku, kiedy pracowałam jako psycholog w rejonowym szpitalu w Kamberze, w Australii. W tamtym okresie bardzo skupiałem się na leczeniu różnych chronicznych dolegliwości bólowych. Było to powiązanie z moją pracą w dziedzinie onkologii. Spotykałem wielu specjalistów medycznych z zakresu seksualności, którzy opowiadali mi to tym, że pracują z wieloma pacjentkami cierpiącymi na chroniczny ból w obszarze miednicy i ból podczas seksu, jednak leczenie medyczne – takie jak np. zastrzyki z Interferonem, leki, leczenie chirurgiczne – nie przynosiło u tych kobiet poprawy. W rezultacie zostałem zaproszony żeby dołączyć do zespołu tych specjalistów i próbować razem rozwijać procedury leczenia vulvodynii. Wtedy właśnie zacząłem poznawać coraz więcej pacjentek z takimi dolegliwościami i przeprowadzać badania w tym obszarze. Otrzymałem wiele grantów ze szpitali, aby zagranicą badać zastosowania naszych procedur przy leczeniu vuvlodynii. Ta działalność stopniowo tak się rozwinęła, że przez te 15 lat miałem okazję leczyć prawdopodobnie między 4000 a 5000 pacjentek cierpiących na vulvodynię. Obecnie widuję około 100 pacjentek miesięcznie.
Agnieszka Serafin: Czy mógłby Pan nam opowiedzieć o metodzie, którą Pan stosuje przy leczeniu vulvodynii?
Marek Jantos: Moja metoda częściowo rozwinęła się z kontrowersji z wczesnych lat 1990-tych, kiedy to większości kobiet cierpiących na te dolegliwości mówiono, że ich problem tak naprawdę jest psychologiczny. Kobiety często słyszały, że „jeśli uda nam się rozwiązać problem między uszami, to problem między nogami sam się rozwiąże”. To bardzo prymitywne podejście do symptomów, które wywołują bardzo poważne psychologiczne cierpienie.
Moje uprzednie doświadczenia w leczeniu chronicznego bólu związane były z używaniem EMG przy ocenie dysfunkcji mięśni przy takich dolegliwościach, jak napięciowe bóle głowy, ból górnej części pleców itp. Szybko zacząłem więc patrzeć na ten problem z perspektywy psychofizjologicznej. W Stanach Zjednoczonych rozmawiałem na ten temat z wieloma osobami, w tym z producentami i zaczęliśmy testować używanie sąd dopochwowych do oceny mięśni w obrębie miednicy. I kiedy tylko rozpoczęliśmy stosować EMG to oceny tych mięśni to zacząłem dostrzegać pewien wzorzec, który jest powszechny przy różnych chronicznych dolegliwościach bólowych, a mianowicie bardzo dysfunkcyjne i hiperaktywne mięśnie, charakteryzujące się hipertonią. Te mięśnie nie tylko wykazywały bardzo wysoki poziom napięcia, ale także wysoką niestabilność, dużą podatność na podrażnienia oraz wysoki poziom zmęczenia.
W 1997 wraz z innym specjalistą medycznym opublikowałem artykuł o używaniu EMG przy diagnozowaniu vulvodynii. I nadal zajmuję się rozwijaniem procedur leczenia, udoskonalaniem ich i rezultaty takiego leczenia są teraz o wiele lepsze niż jakichkolwiek innych metod leczenia vulvodynii, takich jak operacje chirurgiczne, przepisywanie trójpierścieniowych leków przeciwdepresyjnych itd. To jest obecnie bardzo zaawansowany rodzaj interwencji, który naprawdę przynosi takie rezultaty, na jakie pacjentki liczą. Ale metoda ta musi być powiązana z doradztwem/psychoterapią, terapią seksualną, nauką radzenia sobie ze stresem oraz nauką technik relaksacyjnych itp. W toku leczenia należy również zająć się wtórymi problemami, takimi jak np. spadek libido i powiązanymi z nim trudnościami.
Agnieszka Serafin: Czy Pan podczas leczenia porusza te kwestie czy też zajmuje się nimi inny specjalista?
Marek Jantos: To zależy od konkretnego problemu. W trakcie terapii zwykle zauważam te kwestie i mówię o nich. Jeśli wymagają jedynie prostej interwencji, to włączam je w tok leczenia. Natomiast jeżeli w związku kobiety występują problemy, które wymagają szczególnej uwagi to wysyłam pacjentkę do terapeuty lub psychologa. U nich kobieta może otrzymać pomoc w postaci terapii małżeńskiej.
Mikołaj Czyż: Chcielibyśmy również zadać ogólne pytanie dotyczące świadomości kwestii związanych z bólem narządów płciowych kobiet. Czy mógłby Pan powiedzieć nam w jakim stopniu takie dolegliwości są rozpoznawane w Australii? Czy ginekolodzy są kształceni w tej dziedzinie?
Marek Jantos: Vulvodynia staje się coraz bardziej rozpoznawana. W pewnym stopniu temat został spopularyzowany przez media. Wiele czasopism kobiecych opisywało historie cierpiących kobiet. W jednym z odcinków serialu „Seks w wielkim mieście” wspomniano o vulvodynii i media podchwyciły temat, przeprowadzono wiele wywiadów…
Ale myślę, że większość profesjonalnej wiedzy na ten temat jest rozpowszechniana na konferencjach medycznych. Na bardzo wielu takich konferencjach miałem okazję poruszać tę kwestię. Sposób, w jaki wiedza na temat vulvodynii stopniowo się rozpowszechnia jest sam w sobie ciekawym zagadnieniem. Z pewnością coraz więcej publikuje się na ten temat, zwłaszcza w ciągu ostatnich 20 lat przeprowadzono bardzo wiele badań dotyczących vulvodynii. Sądzę, że to właśnie połączenie obecności w mediach i konferencjach naukowych spowodowało, że ludzie mają dużo większą świadomość istnienia tej choroby.
Z tego co wiem nie ma żadnych formalnych szkoleń czy kursów na temat vulvodynii podczas studiów medycznych. A dolegliwości te dotyczą tak wielu kobiet. Obecnie szacuje się, że 16% ogólnej populacji w jakimś momencie życia doświadczy tego problemu. Kiedy człowiek uświadomi sobie, że to jest co szósta kobieta to staje się jasne, jak jest to poważna kwestia. Nie istnieje zbyt wiele innych ginekologicznych dolegliwości, które są aż tak powszechne. Wyjątek stanowią tu uroginekologiczne problemy takie jak nietrzymanie moczu. Vulvodynia staje się zatem jednym z priorytetów w dbaniu o zdrowie kobiet i należy przeznaczyć jej więcej uwagi. W artykule, który opublikowałem w 2007 roku w Journal of Reproductive Medicine opisałem fakt, że vulvodynia przede wszystkim dotyka młode kobiety. Liczba zachorowań jest najwyższa u kobiet przed 25-tym rokiem życia. Wcześniej panowało przekonanie, że vulvodynia jest w jakiś sposób związana z menopauzą, jednak badania wskazują, że chorują na nią przede wszystkim młode kobiety, kobiety, które dopiero rozpoczynają dorosłe życie i budowanie związków. Większość z nich nie urodziła jeszcze dzieci. Myślę ponadto, że ten artykuł po raz pierwszy unaocznił fakt, że liczba zachorowań na vulvodynię rośnie oraz że choroba ta ma bardzo destrukcyjny wpływ na życie społeczne kobiet, ich seksualność oraz związki.
Agnieszka Serafin: Nie jestem lekarzem i muszę przyznać, że trudno mi jest zrozumieć dlaczego w większości krajów problematyka vulvodynii nie stanowi elementu edukacji medycznej skoro szacuje się, iż dotyka ona aż tak wielu kobiet.
Marek Jantos: Zgadza się. Wiedza o vulvodynii przekazywana jest na razie wyłącznie wtedy, kiedy lekarz specjalizujący się w tej dziedzinie czy ktoś taki jak ja zostanie zaproszony do przeprowadzenia szkolenia podyplomowego. W ostatnim tygodniu prowadziłem właśnie takie szkolenie. Przedstawiłem problematykę vulvodynii lekarzom będących w trakcie specjalizacji ginekologicznej oraz już praktykującym ginekologom. Na razie jednak nie ma formalnych kursów na ten temat podczas studiów medycznych.
Kiedy mówię, że problem ten dotyka 16% kobiet to chciałbym podkreślić, że na przykład w niektórych klinikach w Szwecji odnotowano częstość zachorowań w wysokości 34% pośród nastolatek i młodych kobiet. To jest niesłychane, jak bardzo problem ten staje się powszechny i rozpaczliwie wymaga uwagi.
Agnieszka Serafin: Następne pytanie dotyczy chorujących kobiet. Rezultaty Pańskich badań pokazują, że czynniki emocjonalne są związane z bólem pochwy i vulvy. Jakie jest Pańskie spojrzenie na tę kwestię?
Marek Jantos: W przeszłości, we freudowskim ujęciu psychoanalitycznym takie problemy przypisywało się zaburzeniom lękowym. Zwłaszcza kobiety były uznane za histeryczne. Uważano, że tego typu bóle są po prostu manifestacją histerii. Takie myślenie było błędne i bardzo niesprawiedliwe. W latach 50-tych, a także późniejszych, większość pacjentek cierpiących na vulvodynię była traktowana jako osoby cierpiące na zaburzenia psychiatryczne. Ze względu na dowody organiczne, które udało nam się przedstawić, stało się jasne, że vulvodynia nie jest żadnym zaburzeniem psychiatrycznym.
Ciekawą kwestię stanowi fakt, że kiedy patrzy się ogólnie na chroniczne zaburzenia bólowe – i nie ma tu znaczenia czy mówimy o chronicznym bólu pleców czy też o innej części ciała – jedną ze zmiennych, która często ukazuje się jako bardzo powiązana z nasileniem symptomów jest lęk oraz myślenie katastroficzne. W wielu badaniach korelacja ta konsekwentnie okazuje się być bardzo istotna we wszystkich chronicznych zaburzeniach bólowych. W artykule, który opublikowałem w tym roku przyjrzałem się zależności między lękiem i nasileniem bólu i odkryłem, że to powiązanie istnieje, ale nie jest bardzo silne. Ale wiem na podstawie doświadczeń z pacjentkami, które leczę, że wiele spośród nich sprawia wrażenie osób wyjątkowo podatnych na stres. Natomiast w moim artykule z 1997 roku doszedłem do wniosku, że pewna liczba kobiet cierpiących na vulvodynię wykazywała wyjątkowo wysokie wyniki na skali perfekcjonizmu – były ogromnymi perfekcjonistkami. Więc część z ich stresów wynikała z wewnętrznych uwarunkowań, same je w pewnym sensie wytwarzały. Ponadto miały tendencje do uwewnętrzniania zewnętrznych stresów poprzez napinanie mięśni. Uważam zatem, że część napięcia mięśni w obrębie dna miednicy może również mieć pewien bardzo wyraźny wymiar emocjonalny. Niewątpliwie duża część aktywności naszych mięśni wynika z naszych stanów emocjonalnych. Napięcie mięśni dna miednicy z pewnością w pewnym stopniu odzwierciedla napięcie emocjonalne, napięcie związane ze stresem, jak również napięcie wynikające z bardziej fizycznych, organicznych źródeł. To powiązanie na pewno istnieje i dlatego tak ważne jest, żeby udostępnić tym pacjentkom pewne umiejętności i narzędzia konieczne do radzenia sobie ze stresem.
Agnieszka Serafin: Chcielibyśmy też zapytać o pacjentki, które zostały wyleczone. Czy kobiety, które cierpiały na vulvodynię i dzięki leczeniu pozbyły się bólu wciąż różnią się pod względem emocjonalnym od kobiet, które nigdy nie chorowały? Jakie są Pańskie doświadczenia w tej kwestii? Czy na przykład poziom lęku bądź występowanie depresji różnią te kobiety od reszty populacji?
Marek Jantos: Kiedy pacjentki chorujące na vulvodynię wypełniają testy psychologiczne to uzyskują wyższe niż przeciętne wyniki pod względem nasilenia lęku. Dotyczy to zarówno lęku jako cechy, jak i lęku jako stanu. Więc nie chodzi tu jedynie o ich chwilowy stan emocjonalny, ale również o cechy osobowościowe. Moja terapia nie jest skierowana na zmianę osobowości i takie zmiany zapewne nie następują. Ale to, czym się zajmujemy to pomaganie pacjentkom w tym, aby rozwinęły świadomość napięcia mięśni oraz nauczyły się, w jaki sposób można sobie lepiej z nim radzić. Uczymy pacjentki oddzielić stres od napięcia mięśni. Chodzi o to, żeby nie reagowały zawsze poprzez zaciskanie i napinanie mięśni w taki sposób, jak to robiły w przeszłości. Często mówię do moich pacjentek: „To jest podobne do napięciowego bólu głowy, tylko że umiejscowione jest w obrębie miednicy. Jeśli człowiek nie zajmie się napięciem w górnej części ramion to napięciowe bóle głowy nie miną. W przypadku mięśni dna miednicy mechanizm jest taki sam”. Większość pacjentek z czasem zyskuje dużą świadomość tej kwestii i są tak dobrze w stanie panować nad poziomem napięcia mięśni, że bardzo, bardzo rzadko pojawiają się nawroty dolegliwości. Ale jest to kwestia ciągłej dbałości, a nie jednorazowego rozwiązania.
Mikołaj Czyż: Czy dysponuje Pan danymi dotyczącymi tego, u jak wielu kobiet po zakończonym leczeniu następuje nawrót dolegliwości?
Marek Jantos: To jest bardzo mały procent. Ponad 90% kobiet podejmuje seksualną aktywność i nie odczuwa bólu. Pacjentki, które nie pozbywają się całkowicie bólu to zwykle osoby, które cierpią także na inne, powiązane, medyczne dolegliwości. Czasami są to na przykład problemy hormonalne. Bardzo wiele chorób współwystępuje z vulvodynią. Występowanie Śródmiąższowego Zapalenia Pęcherza oraz innych bolesnych symptomów związanych z układem moczowym jest bardzo częste wśród pacjentek chorujących na vulvodynię. Interesujący jest jednak fakt, że kiedy leczymy pacjentki na vulvodynię i rehabilitujemy mięśnie dna miednicy to wiele innych symptomów również ustępuje.
Agnieszka Serafin: Czy według Pańskiego doświadczenia leczenie podtypu vulvodynii zwanego do niedawna vulvodynią właściwą oraz leczenie vestibulodynii są podobne czy też się różnią?
Marek Jantos: Obecnie stosuje się klasyfikację, zgodnie z którą dzieli się vulvodynię na uogólnioną i zlokalizowaną. W przypadku vulvodynii zlokalizowanej chodzi albo o vestibulodynię – kiedy ból umiejscowiony jest w przedsionku pochwy – lub clitorodynię, w której bolesne są tkanki łechtaczki. Te dwa typy zlokalizowanej vulvodynii są najczęściej rozpoznawane. Vulvodynia uogólniona wydaje się dotyczyć całego obszaru vulvy – nadwrażliwość występuje od wzgórka łonowego aż do krocza i odbytu. Taki jest system klasyfikacji. Niektóre pacjentki odczuwają palący ból cewki moczowej. Z jakiegoś powodu brak oddzielnej klasyfikacji takich dolegliwości. Ale mechanizm leżący u podłoża wszystkich tych chronicznych dolegliwości bólowych jest prawdopodobnie dokładnie taki sam, więc jeśli chodzi o leczenie jest ono bardzo podobne. Mógłbym tutaj przedstawić dokładniejszy opis, ale być może stałoby się to zbyt szczegółowe. Przedstawione zostały teraz dowody na to, że pewna grupa dolegliwości bólowych w cewce moczowej oraz w łechtaczce może być powodowana przez mięśniowo-powięziowe punkty spustowe (myofascial trigger points) umiejscowione w szczególnych obszarach mięśni dna miednicy, ale to już są szczegóły.
Agnieszka Serafin: Chciałabym zadać pytanie dotyczące ogólnego nastawienia jakie panuje w Australii do kwestii seksualności, cielesności i bólu. Jak Pan je postrzega?
Marek Jantos: W tych kwestiach Australia jest bardzo otwartym, liberalnym krajem. Ludzie czują się o wiele swobodniej jeśli chodzi o rozmawianie na temat seksualności i związków. Więc kiedy pacjentki przychodzą na konsultacje i wizyty, to jeśli tylko czują, że mogą zaufać terapeucie i jego wiedzy na temat tych dolegliwości to są bardzo otwarte w rozmawianiu o swojej seksualności. I to jest konieczne, ponieważ pacjentki muszą czuć się na tyle swobodnie, żeby móc szczegółowo opisać symptomy, których doświadczają. Zdarzają się kwestie, które czasami niechętnie poruszają. Czasami pacjentki mają bardzo małą wiedzę dotyczącą własnej anatomii i to stwarza problem, bo nie wiedzą tak naprawdę jak opisać swoje dolegliwości. Więc czasami potrzebne jest przekazanie koniecznej wiedzy, ale ogólnie pacjentki chętnie opowiadają o swoich problemach. Często posługuję się kwestionariuszami, w których kobiety mają możliwość zaznaczać konkretne odpowiedzi i to również ułatwia im komunikację.
Ogólnie Australia jest bardzo otwartym krajem, jeśli chodzi o dyskutowanie kwestii związanych z seksualnością. Z drugiej jednak strony wiem, że istnieją wyniki badań świadczące o tym, że wielu lekarzy nie czuje się komfortowo rozmawiając na tematy seksualne. A jeśli lekarz nie jest wystarczająco otwarty i gotowy usłyszeć zgłaszane przez pacjentkę problemy to istnieje duże ryzyko, że może je zlekceważyć i w toku leczenia nie zająć się nimi w sposób efektywny.
Mikołaj Czyż: Nasze ostatnie pytanie dotyczy tego, jakie są Pańskie przypuszczenia, ile kobiet cierpiących na vulvodynię nie decyduje się szukać pomocy? W jaki sposób ta choroba wpływa na zdolność dbania o siebie, bycia aktywną w poszukiwaniu leczenia i w procesie zdrowienia?
Marek Jantos: Niestety, bardzo smutne wyniki badań świadczą o tym, że prawdopodobnie około 60% pacjentek cierpiących na te dolegliwości nie szuka pomocy. Wiemy to na podstawie ogromnego badania przeprowadzonego przez dr Harlowa z Uniwersytetu Harwarda, który zbadał próbę 5000 kobiet w okolicach Bostonu.
Myślę, że prawdopodobnie istnieje wiele powodów takiego stanu rzeczy. Czasami jest to kwestia wstydu. Czasami kobiety nie zdają sobie sprawy z tego jak powszechne są to dolegliwości i myślą, że tylko one na nie cierpią. Niektóre kobiety już od dzieciństwa odczuwają ból w okolicy krocza. Leczyłem kobiety, które mówiły mi o tym, że początek ich symptomów miał miejsce, kiedy miały 8 czy 9 lat i po prostu zaakceptowały fakt, że są inne, że tylko one na świecie cierpią w ten sposób. I postanowiły żyć z tym bólem nikomu o nim nie mówiąc. Niektóre kobiety unikają związków ponieważ wiedzą, że ich dolegliwości będą bardzo utrudniać relacje seksualne. Bardzo duży odsetek tych kobiet niestety postanawia nie mówić o swoich dolegliwościach i nie szuka wcale pomocy. Jeśli spojrzy się na inne dolegliwości to zachodzi bardzo podobna sytuacja – na przykład bardzo duży odsetek kobiet mających problemy z nietrzymaniem moczu też ukrywa swój problem z powodu wstydu i nie szuka pomocy.
Ale im więcej się mówi o vulvodynii, tym więcej kobiet będzie miało odwagę ujawnić swoje problemy. Ostatnio leczyłem młodą kobietę, która w toku terapii wzięła urządzenie do biofeedbacku do domu. Kiedy jej starsza siostra przypadkowo zobaczyła jak ćwiczy zapytała, co robi. Wtedy moja pacjentka opowiedziała jej o swoich dolegliwościach i o leczeniu. Na co starsza siostra odrzekła „ja mam dokładnie taki sam problem!” Więc leczyłem obie siostry. I to co było niesamowite, to fakt, że rok po zakończeniu leczenia ich matka zadzwoniła do mnie i powiedziała: „Mam jeszcze jedną córkę, która ma tylko 16 lat i nie mogę w to uwierzyć, ale ona też ma te symptomy”. Więc w tym domu żyły trzy dziewczyny i żadna z nich nie wiedziała, że pozostałe cierpią na takie same dolegliwości. A wydawałoby się, że przynajmniej siostry powinny ze sobą rozmawiać na takie tematy.
Jest duża niechęć do mówienia o vulvodynii, lęk, zawstydzenie związane z tą chorobą, ponieważ ma ona negatywny wpływ na obraz własnej osoby, na poczucie kobiecości. Myślę, że dlatego wiele kobiet nie chce o tym mówić i zamiast tego próbuje dostosować się poprzez unikanie związków i intymności. To jest wielka szkoda. Ale myślę, że im bardziej wprost się dyskutuje o tej chorobie, tym więcej osób będzie szukało pomocy.
A. Serafin i M. Czyż: Dziękujemy bardzo.
Marek Jantos jest psychologiem oraz założycielem Instytutu Medycyny Behawioralnej, którym kieruje od 1997 roku. Specjalizuje się m.in. w leczeniu chronicznego bólu. Posiada wieloletnie doświadczenie w pracy z kobietami cierpiącymi na dyspareunię. Jest autorem szeregu publikacji i badań na temat vulvodynii oraz wykładowcą na Wydziale Psychologii Uniwersytetu Adelajdy w Australii. Urodzony w Polsce.